Tematem, o który bardzo często dostajemy pytania jest stylizacja fal i włosów wurly. Jaki stylizator wybrać? Co zrobić, żeby skręt dłużej się utrzymywał? Jak podbić skręt? Co zrobić, żeby włosy się nie rozprostowywały? Cóż, nie zawsze uda się rozwiązać te wszystkie kwestie jednym stylizatorem. Karolina przygotowała zestawienie wszystkich stylizatorów, jakie do tej pory używała. We wpisie dzieli się opiniami o każdym oraz radami dotyczącymi stylizacji. Sprawdź, może akurat coś sprawdzi się u Ciebie 🙂

Żel czy krem?

Zdecydowanie bardziej sprawdzają mi się żele niż kremy do stylizacji. Po kremach włosy szybko tracą „formę” i zazwyczaj na następny dzień po myciu są nieprzyjemnie posklejane i miejscowo poplątane. Próbowałam z różnymi ilościami, bs-ami, sposobem aplikacji i zazwyczaj efekt nie był zadowalający.

Moje włosy zdecydowanie bardziej lubią się z żelami. Dwa pierwsze miejsca zajmują u mnie Syoss Man Power Hold Gel i Taft Looks Maxx Power– mają podobne działanie. Efekt po Syoss i Taft utrzymuje mi się najdłużej bo 2 dni (włosy myję zazwyczaj co dwa dni). Natomiast w obu przypadkach włosy na drugi dzień po myciu wyglądają już troszkę gorzej. Chyba taka już natura fal i wurly. Ciągle testuję różne sposoby jak utrzymać skręt dłużej i jak najlepiej zabezpieczać włosy na noc. W przypadku Tafta efekt na drugi dzień jest nieco gorszy niż w przypadku Syossa, dlatego też zajmuje on u mnie drugie miejsce.

Tak prezentuje się TOP 5 moich ulubionych stylizatorów, ale we wpisie napiszę też o kilku innych testowanych przeze mnie.

Syoss Man Power Hold Gel (pomarańczowy)

Mój ulubieniec, najczęściej używany. Efekty zobaczysz m.in. w TYM wpisie.

W składzie przed zapachem ma głównie polimery, substancje filmotwórcze. Po zapachu ma kilka substancji humektantowych, ale nie powinny one mieć większego wpływu na działanie stylizatora.

Robi sucharki, mocno utrwala, na następny dzień po myciu zazwyczaj włosy wyglądają jeszcze w miarę w porządku (stan akceptowalny), przyjemna konsystencja, wydajny, kosztuje koło 10-15 zł. Testowałam pomarańczową wersję, zielonej nie. Zużyłam już kilka opakowań i na pewno będą kolejne. Obecnie można spotkać dwie wersje tego kosmetyku. Wprowadzana jest nowa w podobnej szacie graficznej. Skład jest bardzo podobny, więc efekty nie powinny odbiegać od tych do tej pory.

Używam go zarówno z bs jak i samodzielnie (np. w przypadku kiedy robię OMO, żeby nie nakładać zbyt wiele warstw i nie obciążać włosów, wtedy odpuszczam bs).

Efekty po Syoss Man Power Hold

Taft Looks Maxx Power (pomarańczowy)

W składzie ma polimery i substancje nawilżające (humektantowe). Uwaga, bo zawiera też Alcohol Denat w składzie, dlatego też warto pamiętać, żeby nie stosować go co mycie, bo w dłuższej perspektywie może wysuszać włosy. To szczególnie ważne u osób z włosami wysokoporowatymi. Mimo to bardzo go lubię, robi fajne suchary i utrwala ładne loczki/fale.

Używam go tak samo jak Syossa zazwyczaj na rozdzielone ociekające wodą włosy aplikuję bs, wciskam i pozbywając się nadmiaru wody, potem leci żel (zazwyczaj w trakcje dokładam go sobie troszkę małymi porcjami).

W przypadku kiedy nie używam bs, włosy rozdzielam palcami po spłukaniu odżywki czy maski, odciskam z nadmiaru wody dokładnie i aplikuję żel.

Zdarza się, że kiedy odcisnę wodę przed aplikacją żelu to zauważam, że któreś pasmo lub kilka pasm jest poplątanych (mam cienkie włosy, stąd tak się czasem dzieje), wtedy dokładam troszkę wody, żeby pozbyć się tego „napuszenia” i dopiero wtedy nakładam żel.

Zarówno w przypadku Tafta jak i Syossa po stylizacji zakładam na kilka minut turban w celu pozbycia się nadmiaru wody, zostawiam je na chwilę do podeschnięcia i dopiero suszę dyfuzorem. Czasami jak czuję, że dałam za dużo żelu i za bardzo się kleją to odgniatam je dodatkowo w ręcznik lub koszulkę.

Tafta używam także do reanimacji, ale o tym w innym wpisie 🙂

Efekty po Tafcie

Żel lniany

To także jeden z moich ulubieńców i pierwszych stylizatorów, można go zrobić w domu, dodatkowo siemię lniane ma właściwości odżywcze (nawilża, to humektant). Moje włosy się z nim lubią. Żel lniany ma też inne zastosowania, zobacz tutaj na grafice jak go przygotować i jak jeszcze go wykorzystać:

Kliknij na obrazek, żeby powiększyć!

W przypadku żelu lnianego nie odciskam wody z włosów, a daję go na ociekające wodą włosy. Natomiast ZAWSZE są to rozdzielone palcami pasma. W takie włosy aplikuję lekko roztarty w dłoniach żel, ugniatam, czynność powtarzam kilkukrotnie. Praktycznie zawsze po żelu lniany suszę dyfuzorem. Naturalnie włosy długo schną po nim.

Efekty są świetne: włosy są przyjemnie mięsiste w dotyku, pięknie i zdrowo błyszczą. Efekt, standardowo, jak wyżej utrzymuje się ładnie tylko przez pierwszy dzień (jeśli myję wieczorem to następnego dnia rano są jeszcze ok ale w ciągu dnia tracą „wygląd”). Ale! W przypadku siemienia włosy na drugi dzień nie są poplątane jak po żelach tylko po prostu tracą nieco na objętości i się rozprostowują (nie jest to jakiś tragiczny efekt, nie ma szopy ani przyklapu), więc zdecydowanie polecam taki stylizator 😀

Vellaflex Form & Finish Gel 5

Ten stylizator (oparty na humektantowym sorbitolu, skład HE) jakoś sobie leżał i leżał i czekał na swoją kolej, kilka razy używałam go do reanimacji ale za bardzo się kleił więc odstawiłam.

Ma inną konsystencję zdecydowanie niż Taft czy Syoss więc wydawało mi się, że będzie słabo trzymał skręt. Natomiast! Co się okazuje: bardzo się polubiliśmy, daje inny efekt niż Taft, Syoss czy żel lniany ale bardzo mi się podoba. Jako że mam włosy cienkie i delikatne, często lubią sobie oklapywać, a po jego użyciu włosy zawsze mają super objętość, a do tego skręt jest ładnie podkreślony, bardzo podoba mi się ten efekt. Nie tworzy sucharków.

Używałam zarówno samego jak i z bs-em i efekt w obu przypadkach jest super. Włosy na następny dzień, wiadomo, tracą trochę ze skrętu ale objętość jeszcze pozostaje, więc i tak jestem zadowolona.

Ten stylizator kupiłam w E.Leclerc za około 10 zł. Póki co, nie wiedziałam go nigdzie indziej, w internecie udało mi się znaleźć podobną wersję w niemieckim Rossmannie z dodatkowym napisem „power halt”.

Efekty po Wellaflex

Cantu Styling Gel with Honey
DevaCurl Light Defining Gel
Eco Style Black Castor & Flaxseed Oil

Cantu Styling Gel with Honey (mimo nazwy miód (humektant) jest dopiero po zapachu, a przed są substancje filmotwórcze i konsystencjotórcze, stylizator można uznać zatem za EH, ale z niewielką ilością humektantów), DevaCurl Light Defining Gel (PEH), Eco Style Black Castor & Flaxseed Oil (PEH) – to żele, które dają na moich włosach bardzo podobny efekt.

Nie utrwalają mocno. Wszystkie trzy nie tworzą sucharków (mimo dużych użytych ilości) ale włosy po wysuszeniu wyglądają ładnie, są bardziej gładkie i mięsiste, mają więcej objętości i lekkości niż w przypadku Syossa czy Tafta. Wszystkie trzy powodują, że na następny dzień włosy mają zdecydowanie mniejszy skręt, natomiast nie są spuszone czy poplątane. Takie włosy na następny dzień też są całkiem okej, nie przeszkadza mi brak aż takiego skrętu, więc spokojnie stosuję te stylizatory. Żel od Cantu testuję od niedawna, więc będę próbować z nim jeszcze różnych sposobów stylizacji. Póki co każdy z tych trzech stylizatorów nakładam tak jak już wcześniej opisywałam. Wszystkie z nich kupowałam albo na Loczek.pl albo napieknewlosy.pl. Są bardzo wydajne. Cantu i DevaCurl są znacznie droższe od Eco Style, ale mają też większą pojemność.

Różnice między nimi:

  • najdelikatniej działa żel ECO STYLE
  • po DevaCurl największa objętość i lekkość włosów
  • po Cantu Gel mniej objętości ale największa definicja z tych trzech

Jeśli chodzi o zapach to DevaCurl jest super, Cantu też super (jak wszystkie ich produkty), Eco ujdzie, bez szału ale i bez tragedii 😀 Z tej trójki mój faworyt to żel od Cantu, potem Deva i na końcu ECO Style.

Efekty po Cantu Styling Gel with Honey

Te mniej lubiane

Testowałam też kremy do stylizacji, które sprawdzały się Asi na jej lokach 3B. Używałam Tigi Curls Rock Amplifier, Kemon Hair Manya Hi Density Curl, ale mimo że z początku efekt był fajny to na dłuższą metę za bardzo kleiły i plątały mi włosy, szczególnie na drugi dzień, są chyba za ciężkie na moje delikatne włosy. Może sprawdzą się przy grubszych włosach.

Pianki ledwo co utrwalały włosy, a testowałam już kilka z Pantene czy Syossa.

Pianka Syoss (pomarańczowa) (kupiona w Belgii, nie wiem czy jest w Polsce) – używam jej teraz jedynie do reanimacji bo do stylizacji w ogóle mi się nie sprawdziła, nie utrwalała włosów mimo kombinowania z ilością czy sposobem nakładania.

Podobnie fioletowa pianka z Pantene – też tylko do reanmiacji, bo do stylizacji się nie sprawdzała.

Używałam jeszcze kiedyś stylizatorów z Joanny, to były takie kremo-żele. Jeden szary JP (jest chyba dalej dostępny w drogeriach), a drugi czarny Krem podkreslający loki (czarny z pomarańczowym napisem, chyba już niedostępny). Testowałam je dawno temu, włosy się kleiły nieprzyjemnie, a na drugi dzień były mocno splątane.

Kiedyś też używałam krem do loków z Nivea i mleczko Marion (dawno temu). Oba mnie nie zachwyciły, nie utrwalały włosów prawie w ogóle.

Co jeszcze?

Kilka razy użyłam też żelu od Only Curls, efekt był całkiem okej, włosy po wysuszeniu były ładne. Kolejnego dnia włosy były podobne jak w przypadku tamtej trójki – niepoplątane, lekko rozprostowane ale błyszczące.

Próbowałam też stylizatora Bounce Curl Light Creme Gel, ma on proteiny w składzie. Używałam go i solo i w połączeniu z bs-em. Efekt po połączeniu go z żelem lniany był całkiem fajny, włosy lekkie, błyszczące, zrobiły się fajne loczki. Niestety, efekt nie utrzymywał się zbyt długo. Za mało utrwalenia.

Jaki B/S pod żel?

Jeżeli stosuję odżywkę bez spłukiwania to najczęstszym moim wyborem jest Garnier Olejek w kremie (znajdziesz go TUTAJ we wpisie o odżywkach bez spłukiwania). W połączeniu z nim zawsze uzyskiwałam włosy bardziej miękkie i wygładzone.

Zazwyczaj nakładałam go w niewielkiej ilości na rozdzielone palcami ociekające wodą włosy i wgniatałam delikatnie, po pozbyciu się w ten sposób nadmiaru wody aplikowałam porcję żelu, rozcierałam w dłoniach i wgniatałam we włosy, dokładałam troszkę żelu (mniejszą ilość) i ponownie ugniatałam. Suszyłam zazwyczaj dyfuzorem.

Kolejną opcją bs, który sprawdzał mi się w zestawieniu z Syossem jest Cantu Activator (PEH, chociaż w odczuciu E), on także zdecydowanie dodaje włosom miękkości, są przyjemne w dotyku, bardzo lubię ten efekt. Poza tym pachnie przepięknie. Aplikuję go podobnie jak poprzednika na ociekające wodą włosy (rozdzielone palcami) i wgniatam delikatnie, później przechodzę do wgniatania żelu.

Super efekty dało także u mnie połączenie stylizatora (szczególnie Syossa) z żelem lnianym jako BS. Zazwyczaj stosowałam w ten sposób żel lniany w przypadku mycia emolientowego lub proteinowego (żeby nie przenawilżyć). W tym przypadku stosowałam na ociekające wodą włosy kilka mniejszych porcji żelu lnianego i ugniatałam (czasami dodatkowo w trakcie zwilżając je jeszcze wodą), następnie przechodziłam do nakładania żelu jak zwykle. Efekt po takim myciu zawsze mnie satysfakcjonował. Włosy były ładnie zdefiniowane, a jednocześnie przyjemnie miękkie i puszyste.

Jak stylizuję i suszę włosy?

Jeszcze rok temu dawałam częściej stylizator na mokre, ociekające wodą włosy i spałam w mokrych. Rano lekko odgniatałam i efekt był okej. W ostatnim czasie zmniejszyła mi się porowatość i taki rozwiązanie już nie daje fajnych efektów, włosy wyglądają wówczas bardzo marnie.

O stylizacji pisałam już wyżej przy Syossie. Nakładam odżywkę bez spłukiwania w niewielkiej ilości na rozdzielone palcami ociekające wodą włosy i wgniatam delikatnie aż odcisnę nadmiar wody. Na to nakładam porcję żelu, rozcieram w dłoniach i wgniatam we włosy, dokładam troszkę żelu (mniejszą ilość) i ponownie ugniatam. Jeśli nałoże zbyt dużo żelu odgniatam włosy koszulką lub zakładam na chwilę turban.

Wyżej opisana technika stylizacji to standardowe odgniatanie. Stosuję też inne metody, ale o nich we wpisie w przyszłym tygodniu. Pamiętaj, że technika stylizacji robi ogromną różnicę! Wystarczy, że odciśniesz za dużo wody z włosów i już samo to może skutkować spuszeniem. Moje włosy teraz lubią kiedy aplikuje żel na włosy odciśnięte z wody, kiedyś zdecydowanie bardziej pasowało im nakładanie żelu na włosy ociekające wodą więc to wszystko kwestia prób błędów i przede wszystkim obserwacji.

Jeżeli chodzi o suszenie to zazwyczaj dzielę włosy na 3-4 sekcje i suszę, trochę letnim, trochę chłodnym nawiewiem, spinam na noc lużno u góry głowy. Testuję teraz spinkę w stylu Puff Cuff od Cantu do spania, zobaczymy za jakiś czas jak się będzie sprawdzała, jakie będą efekty.

Sucharki odgniatam zazwyczaj bez olejku, a aplikuję go chwilkę później żeby zabezpieczyć końcówki i dodać blasku.

Podsumowując!

Ze swojej perspektywy (włosy wurly, cienkie, delikatne) mogę polecić:

  • mocno utwalające żele ale ze składnikiem humektantowym, by nadać włosom objętości
  • stosowanie bs-ów w celu nadania włosom miękkości i podbicia skrętu
  • aplikowanie stylizatora na włosy delikatnie odciśnięte z wody (np. bs-em)
  • suszenie dyfuzorem w celu nadania włosom lekkości i objętości

Uf, długi wpis, ale mam nadzieję, że Ci się spodoba i może skorzystasz z moich rad 🙂 Jakiego rodzaju produkty stylizujące sprawdzają się na Twoich falach?

Karolina

Similar Posts

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.